Na ulicach Warszawy lat II wojny światowej barykady pojawiły się dwukrotnie. Po raz pierwszy we wrześniu 1939 r. na przedmieściach oraz na głównych ulicach i arteriach wiodących do centrum miasta. Posiadały one wtedy charakter taktyczny, wyłącznie obronny. W czasie Powstania Warszawskiego, spełniały zaś podwójną rolę. Pierwszą, podstawową – taktyczną jako element obrony dzielnic zajętych przez oddziały powstańcze. Drugą, wtórną wynikłą jakby przy okazji; strategiczną jako skuteczne zablokowanie śródmieścia Warszawy, a tym samym przecięcia bezpośrednich i najkrótszych dróg dofrontowych, niezmiernie żywotnych dla wroga, którymi odbywało się zaopatrywanie wojsk niemieckich.
W Powstaniu Warszawskim barykady stanowiły dla powstańców czynnik równie ważny jak broń, a w wielu przypadkach musiały ją zastępować. Zamiast dział i rusznic przeciwpancernych były rowy i zapory przeciwczołgowe, a zamiast moździerzy i granatów obronnych butelki z benzyną ciskane z barykad i okien wypalonych domów.
Jedną z takich barykad była Barykada „Żyrardów” znana także pod nazwą „Reduta św. Trójcy”. Wieczorem 3 sierpnia 1944 r. Kompania Szturmowa „P-20” pod dowództwem por. „Tadeusza” (Tadeusz Garliński) osadziła styk ulic Bielańskiej i Daniłowiczowskiej (Starówka) i zaczęła wznosić tam barykadę. Barykada przegradzała ul. Bielańską i jednym końcem stykała się z trzypiętrowym budynkiem, w którym na parterze znajdował się sklep tekstylny fabryki lnu Żyrardów (Bielańska 8). Sklep ten był ściśle powiązany z barykadą. Przebywała w nim bowiem część załogi broniącej barykadę, w środku zaś znajdował się skład z amunicją, a na balkonie zaś umiejscowione było stanowisko miotacza płomieni. Barykadą „Żyrardów” od 7 sierpnia r. 1944 dowodził por. „Zwrot” (Jerzy Dereń) dowódca plutonu Kompanii Szturmowej P-20 oddelegowany z Batalionu Chrobry 1, ranny 14 sierpnia 1944 r. w lewe kolano i brzuch.
Na Starym Mieście w tym miejscu mieścił się czworobok redut powstańczych: Bank Polski, Ratusz, Kanoniczki i pałac Blanca. Barykada znajdowała się około 10 m.od Banku Polskiego i stanowiła niezwykle ważny punkt oporu. Opanowanie jej i wdarcie się Niemców na ul. Daniłowiczowską groziło okrążeniem owych redut.
Barykada „Żyrardów” była broniona przez cały sierpień 1944 roku głównie przez żołnierzy Kompani szturmowej P-20, luzowanych przez żołnierzy z batalionu AK „Nałęcz” oraz batalionu im. Waleriana Łukasińskiego. Barykada ta posiadała jeszcze drugą nazwę, mniej znaną a mianowicie „Reduta Św. Trójcy”. Nazwa ta pochodziła od posągu znajdującego się w bramie jednego z pobliskich domów, wyobrażającego Trójcę Świętą.
Załoga barykady toczyła niezwykle krwawe i zacięte walki. 6 sierpnia w rejon Placu Teatralnego dociera Grupa Grenadierów Zmotoryzowanych SS Oskara Dirlewangera i już 7 sierpnia obrońcy barykady odpierają pierwsze silne uderzenia grupy Dirlewangera. Następnego dnia to jest 8 sierpnia Niemcy w ataku na barykadę używają w roli żywych tarcz kobiet i dzieci, za nimi poruszały się oddziały wsparte czołgami. Ten atak każe udało się odeprzeć, zaś ogromna większość cywilów zdołała się uratować. Tak ten atak wspomina kpr. „Solidarny” Wiktor Gratys z Kompanii Szturmowej P-20 „…Najbardziej wstrząsnęło mną to, gdy ujrzałem od strony Placu Teatralnego idące kobiety i małe dzieci polskie. Szły pędzone w kierunku naszej barykady w dwóch rzędach, przez całą szerokość jezdni, a za nimi kryjący się Niemcy…”
9 sierpnia wróg naciera na barykadę „Żyrardów” przy użyciu pojazdów pancernych. Pancerki zostają obrzucone z górnych pięter budynku wiązkami granatów i butelkami z benzyną. Żołnierze kompanii „P-20” niszczą w ten sposób dwa pojazdy pancerne i zabijają kilku esesmanów. Tak ową walkę wspominał po latach ppor. „Jastrzębiec” Józef Kamiński „… Około 4.00 nad ranem usłyszeliśmy warkot motorów nasilający się z każdą minutą. I nagle zza rogu ul. Senatorskiej ruszyły z impetem w stronę barykady dwa wozy opancerzone, a za nimi kilkudziesięciu grenadierów. Rozszalały się karabiny maszynowe. Barykada żyła, pluła ogniem. W napięciu czekaliśmy aż wozy podjadą pod okna… i wtedy obrzuciliśmy je granatami i butelkami zapalającymi. Niemcy nie spodziewali się ataku z przedpola walki, z góry, z tak dalekiej odległości od linii barykady. Na całej szerokości jezdni utworzyła się barykada ognia, w którego środku znalazły się wozy, padając kolejno pastwą płomieni. Wozy opancerzone pełne wewnątrz uzbrojonych po zęby żołnierzy stały w ogniu, żołnierze wyskakiwali w popłochu z rozpędzonych pojazdów. Barykada pluła ogniem, a my z boku i z góry „daliśmy im popalić”. Dobrze się stało, że „Czembori” wraz ze swoimi chłopcami obsadził parter, ponieważ Niemcy nie mogli chować się po bramach, z których rażeni byli bronią maszynową, nie dopuszczając do walk wewnątrz budynków. Na placu boju w odległości około 20 m od barykady, płonęły 2 wozy, z których wydobywały się kłęby czarnego, duszącego dymu. Wraki tlących się wozów tarasowały drogę, stojąc w poprzek ulicy. Niemcy w popłochu cofali się…”
Po tym ataku załogę barykady wzmocnił dobrze uzbrojony III pluton kompanii „Wkra” z Batalionu AK „Łukasiński” pod dowództwem ppor. „Zawadzkiego” (Zygmunt Morawski).
W kolejnych dniach oddziały rosyjskojęzyczne wraz z niemieckimi oddziałami szturmowymi prowadzą ciągłe ataki na barykadę. Za każdym razem pozostawiając na placu boju zabitych i rannych. Obrońcy barykady nie tylko prowadzą obronę powierzonego im odcinka, lecz wyprowadzają także kontruderzenia w kierunku na Plac Teatralny. Wypady te mają na celu nie tylko zaopatrzenie się w broń i amunicję, ale przede wszystkim są wypadami zwiadowczymi.
Od godzin porannych 12 sierpnia 1944 r. Niemcy rozpoczęli wzmożony ostrzał Starego Miasta z dział różnego kalibru, wyrzutni pocisków rakietowych i moździerzy. Owe bombardowanie nie ominęły także obrońców Barykady „Żyrardów”. Każdorazowy atak ze strony wroga poprzedzony był silnym ostrzałem artyleryjskim. Do najbardziej znaczącego ataku doszło w okolicach 20 sierpnia kiedy to Niemcy użyli do szturmu na barykadę czołgu i samobieżnej miny typu goliath. I znów oddajmy głos ppor. „Jastrzębcowi” „…Około godz. 14.00 nastąpiła cisza – i nagle dało się słyszeć potężny huk i warkot motoru. Zza rogu wypełzł potężny czołg – „Tygrys” i po wyprostowaniu się, stanął. Był na tyle bezpieczny, że nie sięgał go ani pocisk piata z barykady, ani nasze butelki zapalające. Stał i walił z działa prosto w barykadę i od czasu do czasu skręcał działo na domy, w których siedzieliśmy. Po jakimś czasie usłyszeliśmy charakterystyczny terkot „Goliata” sterowanego kablami elektrycznymi. „Goliat” zrobił dość szeroki łuk i przed „Tygrysem” wyprostował się, dążąc w kierunku barykady. Wiedzieliśmy, że ta sunąca mina o wadze 1 tony trotylu jest bez załogi. Gdyby podpełzł pod barykadę – to koniec. Rozwaliłby całą zaporę wraz z połową Banku. Gdy „Goliat” oddalił się od czołgu na odległość około 40 m, ten powoli ruszył do przodu. „Trotylowiec” musiał wjechać na chodnik, tuż pod naszymi oknami, pod naszym stanowiskiem, ominąć zaporę z wypalonego wozu bojowego. Oddalona obsługa „Goliata”, dowodząca zza rogu ul. Senatorskiej, nie miała swobody manewrowania pojazdem. Pozycje obsługi były dobrze widziane przez nasze stanowiska na pierwszym i drugim piętrze. My z kolei byliśmy ostrzeliwani przez działo „Tygrysa”, ale tor pocisku szedł z ukosa i nie był tak groźny w skutkach. „Tygrys” szedł wprost na barykadę i robił tam cholerne zamieszanie. Nie było siły na niego – pruł w naszym kierunku bezkarnie. W pewnym momencie „Goliat” stanął, ponieważ zawadził gąsienicą o fragment zwalonej bramy domu i nie mógł się przecisnąć pomiędzy spalonym wozem a napotkaną przeszkodą. Na moment odsłoniła się obsługa „Goliata” i błyskawicznie została sprzątnięta przez nasz rkm. Myślę, że „Tygrys” widząc sytuację, ruszył z miejsca, celem staranowania wraku i przesunięcia go na środek jezdni, by dać możność swobodnego przeciśnięcia się w stronę barykady. Gdy „Tygrys” przybliżył się pod nasze stanowiska, jego działa przestały być groźne. To był jedyny moment, by unieszkodliwić go wraz z „Goliatem”. Powiązane w wiązki granaty oraz butelki zapalające miałem pod oknem. Krzyknąłem na „Borsa”, który ostrzeliwał z sąsiedniego okna przedpole. „Znicz” był obok mnie przy balkonie. Razem, we trzech, odbezpieczając jeden z granatów, wyrzuciliśmy trzy wiązki, a następnie luźnych butelek tyle, ile się dało. Cały ten materiał zwalił się na chodnik tuż obok „Tygrysa” i „Goliata”. Nastąpiła eksplozja granatów i wybuch płomieni. Pancerze obu czołgów stanęły w ogniu. Wyskoczyliśmy spod okna do tylnych pomieszczeń, poczekaliśmy chwilę, ale wybuch nie następował. Coś mnie podkusiło, kazałem „Borsowi” i „Zniczowi” zostać na miejscu, a sam doskoczyłem do balkonu. Zobaczyłem następującą sytuację: „Tygrys” cały w płomieniach z otwartą klapą, z której zwisa palące się ciało Niemca. Na pancerzu drugi Niemiec w płomieniach. „Goliat” w ciągłym ruchu, zablokowany przeszkodą – pali się… Taki malutki przy tym olbrzymie… Zaszokowany tym widokiem, byłbym dalej patrzył, ale świst kul nieprzyjaciela i odpryski tynku – uprzytomniły mi, gdzie jestem. Odskoczyłem od balkonu, byłem już w połowie drogi do korytarza, gdzie zostali moi towarzysze – nagle powietrzem targnął potworny huk i detonacja. Cały świat zawirował… Rzuciło mnie na ścianę i upadłem na podłogę. Zobaczyłem oślepiający błysk ognia i poczułem rozsadzające dzwony w głowie i uszach. Nie mogłem wstać… nic nie słyszałem… kompletny bezwład… Mięśnie nie reagowały. Miałem uczucie, że cały płonę, tak było mi gorąco. Dowlokłem się do wanny, która stała na środku pokoju (?) i z trudem wsunąłem się do znajdującej się w niej wody. Nie wiem po co to robiłem, ale mi ulżyło. Byłem oszołomiony, ale przytomny. Ze zdziwieniem zobaczyłem, że cały front domu zniknął. Okna i drzwi powyrywane. Przerażająca cisza…”.
Dopiero po 22 sierpnia załoga barykady otrzymała uzupełnienie amunicji z przydziału dowództwa „Grupy Północ”. Do tej pory broń i amunicję zdobywano głównie na wrogu. Dowództwo zapewniało tylko butelki z benzyną i niewielkiej ilości granaty. Kompania szturmowa „P – 20” broniła barykady do końca sierpnia 1944r. wykonywała także zadania zlecone przez dowództwo Grupy Północ. Nocą z 24 na 25 sierpnia otrzymują zadanie zbadania możliwości przebicia się do Śródmieścia. Następne dni to walka o przetrwanie. Niemcy coraz bardziej zaciskają pętle wokół Starego Miasta. Barykada „Żyrardów” ciągle jest ostrzeliwana z granatników i broni maszynowej. Obrońcą kończą się i tak szczupłe zapasy amunicji, coraz częściej stosowana jest zasada „jeden nabój, jeden wróg”.
Z pod barykady w nocy z 30 na 31 sierpnia 1944 r. wyszło natarcie oddziałów staromiejskich przebijających się na Śródmieście. Natarcie pod silnym ogniem nieprzyjaciela załamało się, do Śródmieścia udało się przebić tylko niewielkiej liczbie powstańców.
1 września po wykonaniu zadań ubezpieczających załoga barykady późno w nocy weszła do małego kanału przy ul. Daniłowiczowskiej, o wymiarach 60 x 90 cm, aby po ponad 11 godzinach wyjść z niego na pl. Napoleona róg ul. Mazowieckiej. Był to ostatni oddział, który przeszedł tym kanałem ze Starego Miasta.
Barykada „Żyrardów” została całkowicie rozebrana dopiero po upadku Powstania Warszawskiego. Dopiero 21.09.2002 r. byli żołnierze AK z Kompanii Szturmowej P-20, Batalionu KB „Nałęcz” – obrońcy Barykady „Żyrardów” upamiętnili owo miejsce i odsłonili tablicę pamiątkową. Tablica znajduje się na budynku przy ulicy Daniłowiczowskiej 11 róg ulicy Bielańskiej.
Opracowanie: Piotr Zawada
Zdjęcie: Internet
Na podstawie:
Mieczysław Sztejerwald – Kompania Armii Krajowej P-20 w Powstaniu Warszawskim
Ryszard Budzianowski – Batalion KB „Nałęcz” w Powstaniu Warszawskim
Benedykt Ziółkowski – Batalion Armii Krajowej „Łukasiński”
Romuald Śreniawa – Szypiowski – Barykady Powstania Warszawskiego 1944