Pierwsza bitwa pod Ciechanowem, Przedwojewo, Dzbonie.
Posłałem natychmiast do rotmistrza Adama Zakrzewskiego, aby przyśpieszył wyładowanie żołnierzy i natychmiast przesyłał ich partiami do folwarku Przedwojewo. Nadszedł 3. szwadron, kazałem rotmistrzowi Płacheckiemu wysunąć się naprzód do m. Dzbo-nie i wystawić czaty, a w razie posuwania się nieprzyjaciela starać się go zatrzymać w celu ochrony wyładowania się pułku. Na swoje miejsce postoju wybrałem folwark Przedwojewo, wysyłając tele¬graficzny meldunek do gen. Tadeusza Rozwadowskiego o sytuacji i prosząc go o wiadomości o gen. Aleksandrze Karnickim. Nadszedł szwadron kaemów, kazałem mu zająć stanowiska w samym folwarku za drucianym parkanem, skąd miał szerokie pole widzenia aż po Dzbonie. W ciągu nocy podchodzą jeszcze dwa szwadrony: 1. i 4., te zatrzymuję w folwarku i w sąsiedniej wiosce.
O świcie słyszę strzały, przejeżdża przez folwark patrol 7. pułku ułanów i melduje, że z Przasnysza ruszyła duża jednostka kawalerii i czołowe jej oddziały walczą ze szwadronem w Dzboniu. Wychodzę na przedpole i widzę, że leżące na wzgórzu Dzbonie jest otoczone gęstą ławą jeźdźców i cały horyzont jest usiany kozakami. Muszę iść na pomoc 3. szwadronowi, alarmuję szwadrony 1. i 4. Nie mam innego wyboru, niż uderzyć w szyku konnym na kozaków i w ten sposób dać możność wycofania się 3. szwadronowi. Ale jak to wyjdzie z niewyszkolonymi ułanami? Rozwijam oba szwadrony i z rot¬mistrzem Kentro i dowódcami szwadronów ustawiam niemal każdego ułana w linii harcowników, tłumaczę, że w tym szyku mamy szarżować w celu uratowania 3. szwadronu. Ruszam stępa, kłusem i jakoś to idzie. Widzę, że ze wzgórza Dzbonie spuszcza się ława kozacka i idzie na nas. Komenderuję: galopem — i potem: marsz – marsz. Obie linie zbliżają się do siebie. Wtem na skraju wąskiego zoranego pola kozacka ława zatrzymuje się, ale, o zgrozo, moi ułani również. Czuję, że moi dzielni ochotnicy nie wytrzymają ruchu naprzód kozaków i prysną.
Intuicyjnie wyciągam pistolet i strzelam do kozaków, krzyczę, żeby ułani strzelali z konia, ci podchwytują komendę i zaczynają strzelać, jak kto może. Staje się rzecz nieoczekiwana, kozacy zawracają, cofają się za wzgórze pędem. Podrywam moich, wpadamy na wzgórze i 3. szwadron jest uratowany. Ciężko rannego dowódcę szwadronu polecam odnieść na tyły, 3. szwadronowi każę siadać na koń i wycofać się na Przedwojewo. Szwadron mija mnie, wznosząc radosne okrzyki na moją cześć. Lecz wkrótce kozacy znów uderzają na szwadrony 1. i 4. Dowódcy nie mogą ich uporządkować i poderwać, szwadrony w nieładzie zaczynają uciekać. Nie mogę zrobić nic lepszego i uciekam z nimi, dopiero przy Przedwojewie zatrzymuję się i każę karabinom maszynowym strzelać do goniących kozaków. Stoję na rogu ogrodu przy karabinach maszynowych i cieszę się, że sytuacja jest opanowana. Cóż z tego, kiedy po chwili zacina się jeden i zaraz po nim drugi, a kozacy znów naciskają. Krzyczę, by strzelano z karabinów. I — oczom swoim nie wierzę — ułani zaczynają strzelać; co strzał to kozak wali się jak zając. Kozacy zawracają i w nieładzie zaczynają zmykać. Kilku strzelców w parę sekund zatrzymuje całą szarżę. Żałuję, że nie mam pod ręką szwadronu zaprawionego w walkach, można by wykorzystać położenie i zadać duże straty kozakom. Rotmistrz Zakrzewski potrafił opanować wszystkie szwadrony i obsadzić nimi koszary i wschodni wylot z Ciechanowa. Ja powoli ściągam tam szwadron kaemów, podziwiam ich celność i każę sobie przedstawić tych, co strzelali. Okazuje się, że do kaemów trafili świetni myśliwi z Kaliskiego — Andrzej Potworowski, trzej bracia Wyganowscy i inni. Oni właśnie celnymi strzałami powalili tylu kozaków i załamali ich szarżę.
Od podebranych rannych dowiaduję się, że to brygada kozacka kolpusu Gaj Chana idąca na czele z zadaniem opanowania Ciechanowa i dalszego marszu na tyły naszych wojsk. Nie mając nad sobą bliższego przełożonego, przekazuję te wiadomości do sztabu Naczelnego Wodza. Meldują mi, że 2. szwadron już się wyładował i ubezpiecza wyładowanie się taboru. Każę skierować tabory do Sochocina. Nie mam moich koni, wsiadłem na jakiegoś konia z podłym żołnierskim siodłem, które mi obtarło nie tylko nogę, ale i siedzenie, i czuję, że się przylepiam do kalesonów. Nie ma rady, dopóki konie nie przyjdą, a nie wiem, co się z nimi stało. Tak samo nie mam żadnych moich rzeczy ani bielizny na zmianę.
Wysyłane przeze mnie z Ciechanowa rozpoznanie daje mi znać, że kozacy kierują się dalej na północ, co zresztą sam widzę z mego punktu obserwacyjnego. Albo chcą nas wyminąć, albo obejść z tyłu. Na mnie nie naciskają. Decyduję się wycofać z Ciechanowa i przejść do Gumowa, skąd mogę lepiej prowadzić rozpoznanie. Ponadto przypuszczam, że skoro korpus Gaj Chana już przeszedł za Przasnysz i obchodzi Ciechanów, to gdzieś na jego południo¬wym skrzydle musi się znajdować gen. Karnicki. Późno w nocy dotarliśmy do Gumowa, gdzie zatrzymałem się, prowadząc rozpo¬znanie na wszystkie strony. Byłem jak tabaka w rogu i nie wiedziałem, co się dzieje na froncie. Czułem wielkie niebezpieczeństwo tego manewru masy kawalerii na zachód, która mogła robić dywersję na tyłach, przeprawić się przez Wisłę i uderzyć od tyłu na Warszawę. Rozumowałem, że Modlin musi być obsadzony przez nasze wojska. Słowem trzeba było się trzymać prawego skrzydła i tam szukać oparcia o nasze wojska oraz odnaleźć gen. Karnickiego. Nazajutrz, nie przerywając rozpoznania w kierunku korpusu Gaj Chana, przesunąłem się z pułkiem do rejonu Sarnowej Góry, gdzie w jednym folwarku, stanowiącym jak gdyby naturalną twierdzę z doskonałym wglądem na przedpole, postanowiłem zatrzymać się i szukać kontaktu z gen. Karnickim, co mi się w końcu udało. Gen. Karnicki razem z gen. Suszyńskim z jego 8. brygadą nadeszli do rejonu Gąsocina. Znalazłem się na ich lewym skrzydle wysuniętym ku nieprzyjacielowi.
Druga bitwa o Ciechanów
Zameldowałem się u gen. Karnickiego, który mi oznajmił, że wobec posuwania się za korpusem Gaj Chana jednostek piechoty zamierza uderzyć koncentrycznie na Ciechanów. 8. brygada przez Maków, ja wsparty dwoma pociągami pancernymi po osi Sarnowa Góra—Ciechanów. Nad Wkrą tworzy się 5. armia pod dowództwem gen. Sikorskiego i zadaniem dywizji jest osłanianie jej koncentracji. Szefem sztabu gen. Karnickiego był ppłk szt. gen. Adam Nieniewski. Akcja miała się rozpocząć, zdaje się, 10 sierpnia od rana. Przekazałem dowództwo rotmistrzowi Zakrzewskiemu i postanowiłem uderzyć moim pułkiem po osi Sarnowa Góra – Ciechanów, natomiast po torze kolejowym Gąsocin—Ciechanów dwoma pociągami pancernymi wspartymi kompanią piekarzy z Modlina i dwu – działową baterią. Moje stanowisko dowodzenia umieściłem w pociągu pancernym Hallerczyk.
Natarcie ruszyło. Pułk bardzo energicznie w konnym szyku otworzył sobie drogę do samego Ciechanowa i walczył, nacierając na cukrownię w Ciechanowie. Pociąg pancerny Hallerczyk”, zmuszony dwukrotnie do naprawy zerwanego toru, wspierał swym ogniem natarcie pułku na dworzec. Drugi pociąg, składający się z czołgów Renault ustawionych na platformach, osłaniał tyły i skrzydło wschodnie, jeżdżąc między Gąsocinem i Ciechanowem. Kompania piechoty wsparta baterią posuwała się obok pociągu pancernego ze wschodniej strony toru. Natarcie było w pełni, ale mnie wciąż niepokoił brak odgłosów walki 8. brygady. Ponadto zacząłem wyczuwać na moim prawym skrzydle napór nieprzyjaciela na kompanię, przez co może być zagrożony pociąg pancerny, jeżeli kompania nie wytrzyma, będąc spychana na tor. Pod wieczór sytuacja zaczyna być trudna, muszę wycofać Hallerczyka, a więc i zmniejszyć wsparcie dla pułku związanego walką na przedmieściach Ciechanowa. Wreszcie przychodzi rozkaz, żebym się wycofał i informacja, że wzdłuż toru maszeruje gen. Stefan Suszyński z częścią 8. brygady, aby osłonić mój odwrót. Zarządzam oderwanie się pułku na podstawę wyjściową, tj. na Sarnową Górę, oboma pociągami i kompanią obsadzam Gąsocin. Dojeżdżam do gen. Suszyńskiego, który napotkał bardzo duże siły pod Makowem i uwikłał się tam w walkę, tak że nie mógł uderzyć na Ciechanów i musiał się wycofać na podstawę wyjściową.
Niestety sztab dywizji nie zawiadomił mnie o tym. Natomiast po powrocie do Gąsocina gen. Suszyński, słysząc odgłosy walki w Ciechanowie, zapytał, czyja zostałem poinformowany o odwrocie. Otrzymawszy odpowiedź negatywną, sam z własnej inicjatywy posłał do mnie rozkaz o wycofaniu i mimo zmęczenia oddziałów ruszył mi z pomocą. Wysoko oceniłem pomoc gen. Suszyńskiego, ale byłem wściekły na sztab dywizji. Już późno w nocy dojechałem do sztabu z meldunkiem, ale powiedziano mi, że generał śpi. Poleciłem go zbudzić i osobiście zameldowałem o przebiegu walki i o tym, że nie otrzymałem ze sztabu zawiadomienia o wycofaniu się brygady gen. Suszyńskiego. Przy okazji poskarżyłem się na to zaniedbanie ze strony sztabu, co mogłoby pociągnąć za sobą duże straty w moim pułku, a może i utratę obu pociągów. Generał w mojej obecności w ostrych słowach wytknął to szefowi sztabu, mnie zaś kazał zatrzymać się z pułkiem w rejonie Sar nowej Góry. Wróciłem do pułku zły na sztab dywizji, z przykrym uczuciem, że nie udała się akcja na Ciechanów, ale mimo to podziwiałem mój pułk, który w ciągu niespełna dziesięciu dni od powstania miał już za sobą dwie poważne bitwy i zdał egzamin, stając się wartościową jednostką. Straty były poważne — około 50 rannych i zabitych, ale pułk nie stracił wiary w siebie i w dowódców. Był i taki wypadek, że w pierwszej bitwie dwóch szperaczy zapędziło się aż do Kalisza, przynosząc hiobowe wieści o pułku. Otrzymaliśmy też komunikat Naczelnego Dowództwa o pierwszej bitwie pod Ciechanowem, w którym nasz pułk został imiennie wymieniony. Odczytanie tego komunikatu przed frontem znakomicie podniosło nastroje i pewność siebie. Z powodu rany rotmistrza Płacheckiego daję 3. szwadron por. Emilowi Słatyńskiemu, który od pierwszej chwili wydał mi się bojowym i przedsiębiorczym oficerem. Pochodził z 2. pułku ułanów Legionów.
11. sierpnia nieprzyjaciel naciera na Gąsocin i spycha walczącą na szerokim froncie 8. brygadę. Pułk zostaje zaalarmowany i skierowany na kierunek Nowe Miasto—Gąsocin. W godzinach południowych otrzymuję rozkaz osłaniania odwrotu 2. pułku ułanów, a następnie mam opóźniać działania nieprzyjaciela na Nowe Miasto. W dalszej kolejności cała dywizja przekracza Wkrę i udaje się do rejonu na zachód od Sochocina, gdzie ma osłaniać lewe skrzydło 18. DP atakującej Sochocin. Mój pułk idzie w straży przedniej i po przekroczeniu szosy Sochocin—Płońsk natyka się pod Milewem na maszerujący pułk piechoty sowieckiej. Szarżujemy na niego z miejsca, jest pełne powodzenie, piechota cofa się w panice, bierzemy kilkuset jeńców. 2. pułk ułanów powiększa nasz sukces. Po szarży pod Milewem mój pułk odrzuca nieprzyjaciela za Wkrę i umożliwia 18. DP opanowanie Sochocina. Są jeńcy z 14. dywizji z bolszewickiej armii. Widać, że Sowieci chcą okrążyć od zachodu armię gen. Sikorskiego, a ponadto stwierdzono dalszy ruch korpusu Gaj Chana w ślad za nim kilku dywizji piechoty po osi Ciechanów—Glinojeck w ogólnym kierunku na Płock—Włocławek. Naszej dywizji zostają podporządkowane szwadrony zapasowe 4. i 7. pułk ułanów w sile jednego szwadronu i jakiś szwadron strzelców konnych w Płońsku. Zadanie pozostaje bez zmiany — osłona lewego skrzydła 18. DP generała Krajowskiego. Zostają wysłane rozpoznania na Glinojeck, Bieżuń, Sierpc, a także do Płocka.
Zagon na Ciechanów, Trzecia bitwa o Ciechanów
14 sierpnia zostaje zarządzona zbiórka całej dywizji na godz. 4.30. Zadanie: osłaniać lewe skrzydło 18. DP, razem z jednym pułkiem piechoty uderzyć na Ciechanów, gdzie nawiązać łączność z ugrupowaniem Mława. Tymczasem 18. DP maszerowała przez Mystkowo i Rzewin, a dywizja gen. Karnickiego, mając w straży przedniej 2. pułk ułanów kierowała się z rejonu Smardzewo—Sarbiewo przez Krościn—Cieszkowo—Drozdowo. Na wstępie odrzuciła za Wkrę nikłą przesłonę nieprzyjaciela i bez większych walk osiąg¬nęła Glinojeck, gdzie straż przednia przez zaskoczenie rozbiła jed¬nostki tyłowe posuwającej się na Płock bolszewickiej dywizji pie¬choty. W tym czasie gen. Krajowski z powodu ataku nieprzyjaciela na Sochocin zawraca oddziały maszerujące na Rzewin o 180 stopni uderza na Sochocin—Młock. Gdy lewe skrzydło 18. DP znalazło się pod Młockiem, dywizja gen. Karnickiego późnym wieczorem osiągnęła Sulerzysz. Tam podczas krótkiego odpoczynku zapadła decyzja uderzenia od północy na Ciechanów, czyli wykonania dość dalekiego i śmiałe¬go zagonu. Pozostawiając 115. pułk ułanów na lewym skrzydle 18. DP, gen. Karnicki trzema pułkami, jeszcze w nocy około godz. 3.00 maszeruje w kierunku północnym na Chotum—Modelkę—Pa¬włowo, po drodze rozbijając kilka dużych zgrupowań taborowych. Dywizja szybko zmierza na Grzybowe i Przedwojewo, które osiąga o godz. 8 rano. Tu generał wysyła 2. pułk ułanów w celu zajęcia Opinogóry, natomiast mój pułk ma opanować wschodnie wyloty Ciechanowa. Szybko rozwijam pułk i przez zaskoczenie wpadam do Ciechanowa, w koszarach następuje krótka walka, zostawiam tam jeden szwadron, a z trzema przechodzę przez miasto i zajmuję dworzec i cukrownię. W cukrowni napotykam słaby opór, trafiamy na sztab 4. armii i na radiostację, którą niszczymy. Bierzemy sporo jeńców, w tym komisarzy, w jednym powozie jakaś czarna komunistka z Czeka zostaje złapana i zlikwidowana. Posyłam meldunek generałowi Karnickiemu, który niebawem przybywa do cukrowni. 2. pułk ułanów opanował Opinogórę, gdzie kwaterował dowódca armii, ale ten zdołał uciec. Wśród jeńców wziętych w cukrowni jest pułkownik z carskiej armii, dawny znajomy generała, daje cenne wiadomości, uprzedza, że na Ciechanów maszeruje 33. dywizja z Makowa, podobno jedna z najlepszych. Po przesłuchaniu tego pułkownika generał poleca por. de Rosset zaopiekować się nim, zamierzając później jeszcze raz go przesłuchać. Ale por. de Rosset, znany ze skłonności do likwidowania komisarzy, zrozumiał zaopiekowanie się w ten sposób, że kazał tego pułkownika rozstrzelać.
Generał zwołuje odprawę dowódców, aby się zastanowić nad dalszym działaniem. Uderzenie w kierunku na Sochocin, na nie¬przyjaciela związanego walką z 18. DP, zawiera w sobie ryzyko na¬rażenia się na atak z tyłu przez ową 33. dywizję, sygnalizowaną przez rozstrzelanego pułkownika. Uderzenie na 33. dywizję wydaje się ponadto zbyt trudne dla naszych trzech pułków i oznaczałoby jeszcze większe oddalenie się od skrzydła 18. DP Pozostało zatem odejść z Ciechanowa i wrócić na skrzydło 18. DP. Zapada decyzja opuszczenia Ciechanowa i zajęcie pozycji na skrzydle 18. DP Dostajemy rozkaz marszu do rejonu Gumowa, gdzie docieramy późnym wieczorem. Ale w nocy przychodzi roz¬kaz ponownego zajęcia Ciechanowa. 8. brygada ma uderzyć od północy, a mój pułk nacierać między rz. Łydynią a szosą Gumowo – Ciechanów. O świcie, gdy zbierał się pułk, usłyszałem krzyki hurra i w mglistym poranku ujrzałem szarżę na moje zbierające się szwadrony. Nastąpiło zamieszanie, ale rozpoznaliśmy w szarżujących 115. pułk ułanów, który wracał, aby się dołączyć do dywizji. Na szczęście nie było żadnych strat.
16 sierpnia ruszam z pułkiem w nakazanym kierunku. Podchodząc do Ciechanowa, dostaję silny ogień z dworca i z cukrowni. Próby natarcia nie udały się, gorzej, wyszło na nas silne natarcie, przed którym musieliśmy się cofać krok za krokiem. Cofałem się wzdłuż Łydyni, aż w końcu natrafiłem na skrzydło 18. DP, ale nie miałem łączności z gen. Karnickim. Zameldowałem się w Sochocinie w sztabie dywizji, gen. Krajowski każe mi zająć odcinek na południowy wschód od Sochocina, gdzie napiera nieprzyjaciel, a generał nie ma już żadnych odwodów. Podobno do Płońska przybyły oddziały 9. brygady i tam walczą. Przesunąłem pułk na nakazany odcinek, mnie natomiast generał zabrał ze sobą do auta i pojechaliśmy ku rozwidleniu szos koło Ojrzenia, gdzie w jednej z chat leżał ranny dowódca pułku płk Włodzimierz Rachmistruk. Następnie wyjechaliśmy, jak to było zwyczajem generała, przed własne ubezpieczenia, tam dostaliśmy się pod ogień bolszewików, z trudem zawróciliśmy auto. Po powrocie do Sochocina zastaliśmy gen. Karnickiego, który z 8. brygadą przybył do rejonu Młocka, a sam stawił się do gen. Krajowskiego. Byłem świadkiem nieprzyjemnej rozmowy, gdy gen. Krajowski robił ostre wymówki za samowolny wypad na Ciechanów, który nazwał niewykonaniem rozkazu, za co się oddaje pod sąd. Nikt wówczas nie doceniał ważności tego wypadu i zniszczenia w jego wyniku radiostacji bolszewickiej 4. armii, ani gen. Krajowski, ani gen. Sikorski, ani Naczelne Dowództwo. Na gen. Karnickiego spadły gromy, co spowodowało odwołanie go ze stanowiska dowódcy dywizji i wszczęcie jakichś dochodzeń. A przecież, jak się potem okazało, zniszczenie tej radiostacji sparaliżowało nie tylko dowo¬dzenie w samej 4. armii, ale i na szczeblu frontu. Cztery dni dowód¬ca armii nie miał łączności ani z dowódcą frontu, ani z własnymi dywizjami, które nie otrzymały żadnych rozkazów. A w tym czasie nastąpiła ofensywa naszej 5. armii, zwłaszcza na lewym skrzydle. 18. DP i dywizja kawalerii wdarły się na styk sowieckich 4. i 15. armii. Wyszły w końcu na skrzydło 15. armii i zaczęły je zwijać przy frontalnym natarciu innych dywizji 5. armii, co w rezultacie doprowadziło do całkowitego odizolowania zapędzonych daleko na zachód korpusu Gaj Chana i dywizji 4. armii bolszewickiej. Wszystko dzięki akcji gen. Karnickiego. Stała się krzywda gen. Karnickiemu, który nie został zrehabilitowany, ominęło go odznaczenie krzyżem Virtuti Militari, zapomnia¬no o jego świetnej akcji na Łuck w 1919 r., kiedy to za jednym zamachem złamał podwalinę ukraińskiej armii, biorąc do niewoli cały korpus gen. Abazy. Gen. Karnicki był na pewno dobrym dowódcą kawalerii i odważnym żołnierzem, czego dał liczne dowody jeszcze w armii rosyjskiej, otrzymując najwyższe odznaczenia bojowe. Tymczasem na Młock-Luberadz kieruje się nacisk piechoty bol¬szewickiej, co zagraża skrzydłu 18. DP odpychającej nieprzyjaciela na Gąsocin i Ciechanów. Gen. Karnicki otrzymuje zadanie odrzucenia nieprzyjaciela przy wsparciu jednego pułku piechoty majora Ocetkiewicza. Mój pułk zostaje na południowy zachód od Sochocina, żeby dołączyć do 9. brygady. Właśnie zostaje odwołany szef sztabu brygady ppłk Nieniewski i gen. Karnicki bierze mnie na jego miejsce. Pojawia się niebezpieczeństwo natarcia na tyły 18. DP dwóch dywizji sowieckich: 18. i 54. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności podeszła do Płońska 9. brygada pułkownika Gustawa Dreszera w składzie: 203. pułk szwoleżerów i w spotkaniowym boju piękną szarżą odrzuciła bolszewicką 18. dywizję, to samo zrobił mój 203. pułk ułanów pod Smardzewem, a gen. Karnicki pod Luberadzem.
17 sierpnia 2. pułk ułanów idący w straży przedniej zaatakował czoło kolumny 54. dywizji, a 42. pułk piechoty uderzył na jej skrzydło, zmuszając dywizję do panicznego odwrotu i biorąc wielu jeńców. W nocy siedziałem z gen. Karnickim i francuskim pułkownikiem Loirem nad przygotowaniem dalszej akcji i skoordynowaniem jej z działaniami nadchodzącej 9. brygady. W sztabie dywizji pełno było starszych wiekiem oficerów, jak por. Janusz Radziwiłł, por. Ignacy Podhorski i inni, którzy raczej przeszkadzali nam w pracy, tak że musiałem ich wyprosić do innego pokoju. Właśnie przyszedł rozkaz odwołujący gen. Karnickiego oraz gen. Suszyńskiego i wyznaczający na dowódcę dywizji płk Dreszera, na dowódcę 8. brygady mnie, a na dowódcę 9. brygady mjr Jana Głogowskiego. Byłem zaskoczony tym rozkazem, bo wszystkimi pułkami 8. brygady dowodzili pułkownicy: 2. pułkiem ułanów pułkownik Mikołaj Waraksiewicz, 108. pułkiem ułanów pułkownik Dymitr Radwiłłowicz 115. pułkiem ułanów podpułkownik Erazm Stablewski, wreszcie 8. Dywizjonem Artylerii Konnej podpułkownik Buol. Proszę więc generała Karnickiego, aby mnie zostawił na stanowisku dowódcy 203. pułku ułanów, gdyż nie czuję się na siłach dowodzić brygadą, zwłaszcza że jestem majorem, a pułkami dowodzą pułkownicy. Generał, który na pewno sam był dotknięty tym rozkazem, powiedział mi: Musi pan wykonać rozkaz, tak jak ja go wykonuję. Postanowiłem wobec tego pojechać do pułkownika Dreszera i prosić o to. Tymczasem te nominacje rozniosły się wśród oddziałów i w rezultacie pułkownicy Waraksiewicz i Radwiliowicz odjechali, natomiast Stablewski przyjechał do mnie i powiada lojalnie, że w tych warunkach składa dowództwo, ale nie robi tego jako demonstracji przeciwko mnie osobiście. Nie mam do niego żadnej pretensji, przeciwnie — jestem wdzięczny za jasne postawienie sprawy. Ale już w następnej akcji zostaje ranny zastępca Stablewskiego i nie może dowodzić. Stablewski przyjeżdża do mnie oświadcza, że nie mając komu przekazać dowodzenia pułkiem, po¬zostaje i lojalnie podporządkowuje się mym rozkazom.
Jestem ujęty jego stanowiskiem i powtarzam, że postaram się u pułkownika Dreszera o pozostawienie mnie na dotychczasowym stanowisku dowódcy pułku. Tak się stało, zameldowałem wszystko pułkownikowi Dreszerowi, ten wysłuchał mnie i natychmiast przywrócił na dawne miejsce, a na dowódcę 8. brygady wyznaczył podpułkownika Stablewskiego. Zadowolony wróciłem do pułku, z którym już się zżyłem przez ten krótki czas i czułem, że i oni ze mną, a co najważniejsze doceniałem dużą wartość bojową pułku, nieprzeszkolonego przecież, a wyłącznie zaprawionego w walkach i długich marszach, w których wykazał i bitność, i odporność na zmęczenie, i wytrwałość.
W dywizji pułkownika Dreszera, od Młocka do Mławy
Dywizję objął pułkownik Dreszer, szefem sztabu był major Bogusz, dowódcą 8. brygady podpułkownik Erazm Stablewski, 2. pułku ułanów major Wincenty Jasiewicz, 108. pułku ułanów rotmistrz Piotr Głogowski, 115. pułku ułanów rotmistrz Witold Mikulicz; dowódcą 9. brygady major Jan Głogowski, 1 pułku szwoleżerów mjr Jerzy Grobicki, 203. pułku szwoleżerów rotmistrz Rudolf Dreszer, 203. pułku ułanów ja. Dywizja skoncentrowała się w rejonie Smardze- wo, Luberadz, Wola Młocka i Młock. Mój pułk w Mocku.
18.8. natarcie 5. armii idzie pomyślnie, 19. DP swoim lewym skrzydłem dochodzi do Ciechanowa, cała bolszewicka 4. armia z czterema dywizjami i korpusem Gaj Chana wycofuje się na wschód. Dywizja nasza ma uderzyć z boku i przeciąć drogę odwrotu korpusowi Gaj Chana. Z północy ma wykonać to samo grupa pułkownika Aleksandrowicza, oba uderzenia kierują się na Mławę. Obie nasze brygady ruszają i już na szosie Glinojeck—Ciechanów rozbijają cały szereg kolumn bolszewickiej 18. dywizji, mijają je posuwają się dalej na północ. Mój 3. szwadron z porucznikiem Slatyńskim posuwa się na prawym skrzydle, utrzymując łączność z 18. DP, która po zajęciu Ciechanowa ma się posunąć na szerokim froncie na Grudusk Mławę.
Z. Podhorski, Wspomnienia dowódcy 203. pułku ułanów z walk o Ciechanów w 1920 roku, WPH 1996, nr 4, (158) październik-grudzień 1996 s. 211
Opracowanie: Piotr Zawada